Otóż będąc na jednym forum w listopadzie (wtajemniczeni będą
wiedzieli, o jakie forum chodzi) udało mi się wyprosić od Panów, chociaż bardzo
niechętnych (zwłaszcza na początku) pewną choinkę. Jej niezwykłość polegała na tym, że była stworzona z powyginanych prętów (przepraszam wszystkich
inżynierów, jeśli w rzeczywistości jest to coś innego – dla moich potrzeb
przyjęłam jednak, że to jest pręt).
Choinka wyglądała mniej więcej tak:
I tak razem z Dorotą, która towarzyszyła mi na forum
ustaliłyśmy, że z tych prętów powstanie piękna (przynajmniej w zamiarze moim :)) choinka dla naszego
Stowarzyszenia (wszystkich chętnych odsyłam tutaj – wejdźcie i zobaczcie – to
jedno z "moich miejsc na ziemi"). Więc jedno było jasne, że musi dominować
pomarańczowy kolor (nie wiem czy zauważyliście zbieżność z postem Marysi o jej
ulubionym kolorze, kiedy pisała o kocyku Franka :)).
Jako pierwsze powstały gwiazdki, na które znalazłam idealny
resztkowy motek włóczkowy w swojej własnej szufladzie. I tak powstawały jedna
za drugą, nawet nie zauważyłam kiedy i motek się skończył :) a gwiazdki były
już gotowe.
Problem pojawił się jednak z „okryciem” dla choinki – miała być
owinięta rafią – ale nijak mi się nie udawało, bo rafia zawsze się zwijała i
spadała i co tu wiele mówić – po prostu brzydko to wyglądało.
Więc wpadłam na pomysł, żeby wydziergać dla niej szydełkowe „wdzianko”
lub „kubraczek”, jak kto woli. Więc dziergałam i dziergałam, i dziergałam, i
dziergałam – okazało się, że na wdzianko potrzebowałam prawie 3 metrów. Ale
udało się :).
Okazało się, że ubraną we „wdzianko” choinkę można już pooplatać dookoła zieloną włóczką, bo się
nie zsuwa – więc pomysł udało mi się wykorzystać tylko bez rafii.
I w efekcie wyszła właśnie taka – idealnie pasująca do „mojego”
pomarańczowego Stowarzyszenia :).
Tylko kolory na zdjęciach takie nie do końca prawdziwe – ale z braku czasu
przed Świętami proszę o wybaczenie.
Ania